Piękne życie bezdomnego psa, czyli jak powinno być po adopcji… Dziękujemy Pani Kasi

w 2005 roku zostałam adopcyjną mamą cudownej Elzuni. Miała wtedy ok. 4,5 roku, była zabrana z meliny pijackiej, gdzie była trzymana w betonowym kręgu z kręgosłupem wygięty w pałąg. Przez pół roku Pani Wanda opiekowała się nią (…) i doszła do siebie. Przyjechaliśmy po nią do Sycyna (…).
Na początku podchodziła do nas nieufnie, patrzyła wystraszona, ale merdała ogonem jak szalona.
Bała się każdego dźwięku – na szczęście to szybko minęło, ale pozostał strach przed burzą i petardami – uciekała do łazienki i się trzęsła.
Pokochała nas, a my ją, choć to mnie upatrzyła sobie jako właścicielkę – pilnowała mnie i jedzenia.
Przez wiele lat mieszkała w domu z ogrodem, jednak wychodziła na spacery i tzw ścieżki zdrowia, gdzie mogła biegać do woli. Wreszcie zamieszkała w mieszkaniu z kolegą. Ich relacja była różna – czasem doszło do sprzeczki związanej z jedzeniem. W swoim życiu troszkę przeszła – (…), miała usuwanego raka i brała chemię, leczyła się też na nerki. Niestety od lipca 2016 zaczęła mieć problemy z chodzeniem. Na początku leki pomagały, ale w marcu nastąpiło pogorszenie i już przestała na nie reagować. Stwierdzono zwyrodnienie kręgołsupa i problemy z panewką. Dostała sterydy i leki. Po tramalu kontakt z nią zanikł, wymiotowała i robiła pod siebie. Nie jadła. Gdy już mieliśmy z nią jechać do lekarza na eutanazję Elzunia odżyła. Wiedziałam, że każdy dzień jest dniem podarowanym i byłam za to wdzięczna.
Z każdym dniem kochałam ją bardziej, a ona wymagała więcej opieki: częstszych spacerów, pomocy przy wstawaniu, sprzątania po coraz częstszych problemach z trzymaniem moczu i kału.
Czasem już nie kontaktowała, nie poznawała mnie. W piątek podjęła najtrudniejszą decyzję w moim życiu i pojechaliśmy z Elutką do lecznicy. Nie chciałam żeby się więcej męczyła. Musiała bardzo cierpieć, bo przybierała wykrzywione pozy żeby zjeść, wielokrotnie ogon podkulony i na nim siedziała albo się przewracała. Była moim prawdziwym przyjacielem. Niestety nie mogę opłakiwać jej śmierci bo jest jeszcze Szerloczek – 10 letni piesek, który strasznie za nią tęskni. Jest przygnębiony, nie chce jeść, nic go nie cieszy. Tylko na spacerach jest szczęśliwy.